Kari z tamilskiego znaczy "sos"
Curry... Że słowo pochodzi z tamilskiego? Wiedza zaczerpnięta od wujka Googla, bo aż takiej wiedzy nie posiadam, ciekawość mnie takowoż skręcała czy to ma jakieś znaczenie i tego się doczytałam. I chociaż ostatnio po jakiejś próbie kulinarnej czegoś czego nazwy nie powtórzę, stwierdziłyśmy, że kuchnia indyjska nie będzie naszą ulubioną, coś mnie ciągnęło do tego, by zjeść kurczaka curry z ryżem. Wczoraj zrobiłam marynatę, do której wrzuciłam pierś z kurczaka w powiedzmy sobie prawie kostkę pokrojonego. Nie wiem czy ma to znaczenie, ale zrobiłam to o 22giej... Marynata to zespół przypraw:
- sól i pieprz
- 1 łyżka drobno startego świeżego imbiru (ostatnio ciągle na wyposażeniu w kuchni, kiedyś nie używałam w ogóle... człowiek się jednak zmienia)
- 1 drobno starty ząbek czosnku
- 1 łyżeczka kurkumy
- 1 łyżeczka czerwonej papryki ostrej
- 1 łyżka oliwy
Składniki na resztę:
- 500 g dyni
- 400 ml mleka kokosowego
- 1 łyżeczka cukru
- 1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
- 1/2 szklanki suszonej żurawiny
- 1 łyżka soku z limonki
- w sumie 2 łyżki oleju do smażenia (tym razem nie z jesiennych zapasów z ziołami, ale czysty bez przypraw)
Dynię obrałam, usunęłam pestki ze środka i pokroiłam w kostkę, by nie różniła się zbytnio kształtem od kurczaka, taka była idea tego czynu. W garnku podgrzałam łyżkę oleju i obsmażyłam kurczaka
na złoty kolor, a potem na chwilę wyciągnęłam z garnka. Do gara trafiła kolejna łyżka oleju by obsmażyć dynię. Do niej dołączyło mleko
kokosowe, sól, cukier, cynamon i dawaj gotować prawie do miękkości dyni. Przed samym końcem
do towarzystwa została dorzucona żurawina i sok z limonki. Na samym końcu podsmażony wcześniej kurczak i na małym ogniu aż do zagotowania - to już "chwilunia - szyszunia". Włącznie z ugotowaniem ryżu zajęło mi to, jakby nie było zapracowanej kobiecie, około 45 minut. I niestety smakuje :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz