Weźmy więc ogórków ile wlezie i ochoty mamy i sposobem cioci zwanej Lidką, umieszajmy wody z solą w proporcjach 1:1 co oznacza litr wody i łyżka soli (olaboga, tylko nie kilo soli!) i zalejmy ogóreczki nasze z czosnkiem, chrzanem (jak kto nie ma to w zamian gorczyca, ale jakoś takoś mi wtedy niezbyt smakują), liściem laurowym, ziarnami pieprzu i ziela angielskiego oraz całymi łodygami kopru, choćbyście myśleli, że się nie zmieści, pchać i wciskać do słoika radzę.
I ot, cała filozofija.
Zanim do piwnicy zniesiemy chwilkę małą kilkudniową odczekajmy, bo ogórki nasze będą się trochę burzyć w takiej mieszaninie i pyskować, więc piana im ze słoików wylewać się może. A muszki owocówki, które to wyczują radzę czymś ciężkim odganiać.
A małosolne przez całe lato od pojawienia się pierwszych ogórków robić tak możecie... Ja do tego gliniany garnek posiadam z opracowaną metodą 1,8 kg ogóreczków, a Wy? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz