Jak w wojsku moje marynaty dziś stoją.
W słoikach szeregowcy i inna szarża pomniejsza.
A w butelkach kadra oficerska, gdyż chilli oraz czosnek złagodzony tymiankiem zajadłe w swych smakach są, więc prym wodzą w mej octowej kompanii. Trzecia butelczyna pusta jeszcze stoi, bo duszę mam rozdartą i nie wiem co tam włożyć...
Aby zrobić takie wojsko dla żołądka przyjazne, należy wziąć to co się lubi i na co ma się ochotę: kalafiory białe i zielone porozdzielane na malutkie kawałeczki, cukinię bez środków i figlarnie pociętą, marchewkę obraną i w talarki pokrojoną, ogórek w skórce bez obierania, papryki wszelakie (u mnie znajdziecie w mundurkach zielonych, czerwonych, żółtych i pomarańczowych), a jak gdzieś znajdziecie, to i patisonki malusie się fajnie w tym wojsku prezentują.
Do tego niczym broń pancerna ziarna pieprzu i ziela angielskiego oraz liść laurowy, jak kto ma gorczycę (ja nie miałam, więc uboższa ta moja broń pancerna w tym roku), nie więcej niż po 3-4 sztuki.
A potem wymieszać należy 3 szklanki wody + 1/2 szklanki octu + 1/2 szklanki cukru i zalać do pełna żołnierstwo całe.
Nie zapominam o pasteryzacji 5 minut od zagotowania, ni mniej ni więcej, bo nie lubię miękkich warzyw w marynacie po godzinnym gotowaniu.
A kadra oficerska z butelek będzie cudnie smakować do mięs pieczenia i sałatek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz